Codzienna potrzeba łaski
Kondycja natury ludzkiej oraz – jak spostrzega ks. Jan Wesley – nasza niedoskonałość, która sprawia, że nie jesteśmy wolni od niewiedzy, słabości czy błędów[1], dążą albo do przepaści neurotycznego lęku albo do szukania ratunku w łasce Najwyższego.
Poprzez Bożą łaskę ks. Jan Wesley rozumie niezasłużone a pełne miłości zbawienne działanie Boga w ludzkim życiu. Dokonuje się ono dzięki działaniu Ducha Świętego[2] w życiu tych, którzy zawierzyli swoje życie Jezusowi Chrystusowi. Założyciel metodyzmu wyróżniał trzy etapy działania łaski Bożej: „łaska uprzedzająca”, która jest dostępna wszystkim ludziom i poprzedza zbawienie człowieka, i jest dalej obecna w dającej zbawienie „łasce usprawiedliwiającej”, a następnie wydaje owoc jako „łaska uświęcająca” wspomagająca człowieka w osiągnięciu celu zbawienia czyli świętości i chrześcijańskiej doskonałości[3].
Łaska Boża aktywnie działa w życiu człowieka na wszystkich etapach ludzkiej egzystencji,
we wszystkich dylematach i słabościach. Nie pozostawia ona człowieka w stanie kondycji, jaką ów reprezentuje. Owocem działania łaski Bożej jest dążenie do doskonałości chrześcijańskiej – doskonałości w miłości[4].
Bożej łaski, która przemienia, pragnie zarówno człowiek, który zmaga się z własnymi słabościami, jak i ten, który tęskni za głębszym poznaniem Boga oraz każdy, kto służy innym i potrzebuje miłości, empatii i mądrości, niosąc pomoc i wsparcie bliźniemu. Metodyzm, którego zawsze wyróżnikiem spośród innych tradycji było zaangażowanie społeczne, rozumie jak wielką potrzebą jest łaska, która przynosi jednostkom i społecznościom transformację wartości, przemianę moralną i mentalną. Nie chodzi tutaj o perfekcjonizm, bowiem Ks. Jan Wesley doskonałość rozumie jako „posiadanie umysłu Chrystusa” i naśladowanie Go, stąpając tam, gdzie On stąpał[5]. This gracious gift of God’s power and love, the hope and expectation of the faithful, is neither warranted by our efforts nor limited by our frailties[6].
Łaska jest w mojej służbie Bogu i innym swoistym ratunkiem w obliczu własnych niedoskonałości. Pomoc charytatywna, jaką prowadzi moja parafia, wymaga dużej dozy wyrozumiałości, empatii, czasu poświęconego osobom najuboższym, które oprócz wsparcia materialnego chcą również zostać wysłuchane, chcą podzielić się własnymi dramatami, usłyszeć słowa pocieszenia i otuchy. Cierpliwość to nie jedyna cnota wymagana w kontakcie z takimi osobami. Nieustannie się uczę również przebiegłości, odporności na formy emocjonalnej manipulacji, reagowania na bezradność i wygórowane oczekiwania. Bardzo często więc proszę Boga o łaskę dla samej siebie, bym w trudnych emocjonalnie sytuacjach umiała odnaleźć w Bogu pokój, nadzieję i opanowanie. Nie ukrywam, że cieszę się, że żyję w lepszych czasach niż Wesley, dlatego współpracuję z ośrodkami pomocy społecznej miasta i gminy. Wiem, do kogo się zwrócić o pomoc, lub pod jaki adres wysłać zainteresowanych. Nasza współpraca z organizacjami pozarządowymi oraz samorządem polega na wymianie doświadczeń i wzajemnym korzystaniu z zasobów.
W pracy duszpasterskiej zauważam, że działanie łaski Bożej jest wielostronne. Działa ona nie tylko we mnie, ale też w tych, którzy przychodzą po wsparcie, czy pomoc do mnie. Dlatego często czuję się, że nie jest to „moja praca” co bardziej rozumiem swoją rolę, jako wspierającą. Najwięcej „pracy” dokonuje w życiu innych sam Bóg. Często zdarza się, że jestem komuś „potrzebna” znacznie krócej, niż to sama zakładałam, bowiem rozwiązania i przemiana nadchodzi szybciej i „spoza mnie”. Naprawa życia jest wielkim błogosławieństwem, które sięga szerzej niż jedno życie. Łaska Boża oddziałuje nie jedynie jednostkowo, ale społecznie – przemiany więc doświadcza rodzina, wspólnota, Kościół, czy nawet całe społeczeństwo. Tak, jak dla Jana Wesleya nie ma religii samej w sobie, lecz społeczna religia, nie ma świętości bez społecznego uświęcenia[7].
[1] Por. J. Wesley, dz. cyt., s. 478-479
[2] Por. Tamże, s. 194.
[3] Por. The Book of Discipline…, dz. cyt., 102, ss. 49-50.
[4] Por. M. Lelievre, Jan Wesley. Jego życie i dzieło, Warszawa 2006, s. 416.
[5] Por. The Book of Discipline…, dz. cyt., 102, s. 51.
[6] Tamże.
[7] Por. Tamże, 102, s.52.
2 komentarze
Kazimierz
W problematyce in vitro chciałbym tylko dopowiedzieć, że w poprzednim systemie sprawa była rozważana w wąskim gronie rolników. Zapewne pamięta Szanowna Pani, że około 1978/1979 r. bardzo były promowane w PGR-ach [Państwowe Gospodarstwa Rolne] Zakłady Unasienniania Zwierząt, kiedy to zwykły byczek był traktowany jako reproduktor dla wielu krów. Ten sam problem występował w przypadku świnek. Byczek po spełnieniu swojej męskiej roli albo był kastrowany, albo trafiał do Rzeźni. W tamtym okresie historii uważano, że jest to problematyka „in vitro” w kontekście zwierząt [chodziło o zwiększoną produkcję mięsa w stosunku do naturalnego cyklu zwierzęcego], kiedy to nikt w PRL-u nie robił żadnego hałasu medialnego, a sprawą tak naprawdę się nie interesował. Niektórzy rolnicy robili sprawę bardzo prosto: byczek na polu w towarzystwie kilku krówek załatwiał sprawę, po czym „ów truteń, czy knur” był już do niczego nie potrzebny. Obecnie wielu krzyczy medialnie, że in vitro to zdrada małżeńska na zasadzie: czy żona wie, że mąż daje ofertę matrymonialną in vitro wielu kobietom? Podobno, jak piszą w internecie, jeden Holender został w taki sposób ojcem aż 20 dzieci. Taka sytuacja potwierdza jednak moje spostrzeżenia: jak to wygląda?… Może wśród zwierząt w PGR-ze sprawa byłaby dla mnie zrozumiała z tym in vitro. A przy okazji: kazania Szanownej Pani są na prawdę bardzo dobre. Może warto wydać je w formie książkowej z komentarzami zawartymi na tym blogu? Serdecznie Panią pozdrawiam.
Kazimierz
Prawdę napisała Szanowna Pani na temat Łaski Bożej. Jedna z kardynalnych prawd wiary chrześcijańskiej głosi, że Łaska Boża do zbawienia jest nam koniecznie potrzebna. Ostatnio przeczytałem na „Onet Wiadomości” ciekawy artykuł Pani Martyny Wnęk zatytułowany „Seks i in vitro na chwałę Pana” z dnia 3 lutego 2012 r., w którym przeczytałem także piękną wypowiedź Szanownej Pani. In vitro jest szansą dla wielu rodzin borykających się z problemem bezpłodności. Dla wielu może to być ostatnia deska ratunku by mieć potomstwo – to są piękne słowa, godne pochwały. Chciałbym jednak zauważyć, że internet w wykonaniu ludzi młodych ukazuje nam całkowite zaprzeczenie chrześcijańskiej idei rodziny mającej swoje potomstwo. Jak to wygląda, gdy czytam informacje internetowe, że pan prosi przyszłą matkę o pieniądze za swój wyczyn, czyli za zapłodnienie metodą in vitro? Każdemu musi się taka postawa źle kojarzyć, choć każdy niech odpowiada sam za siebie. Drugi przypadek internetowy był jeszcze lepszy: pan umówił się z przyszłą mamą w luksusowym hotelu i zażądał od drugiej strony podczas spotkania kawę, ciasto i właściwą zapłatę. Przyszła mama dała do zrozumienia, że gdy mężczyzna umawia się na randkę z kobietą to on powinien był gentelmenem by pokazać na co go stać (ten pan obraziwszy się „poszedł w długą” jak podała młodzieżowa relacja z internetu). A tak nawiasem mówiąc, konkretne przyszłe mamy dają ogłoszenia w internecie w kontekście metody in vitro, na które otrzymują bardzo dużą ilość odpowiedzi od mężczyzn – pomyślmy jaki to jest obraz? Jak to wygląda?… Dobrze, że nie nam jest to oceniać! Jedna z przyszłych mam wspominała, że w tych wielu ogłoszeniach był młody chłopak, który prosił o anonimowość, by jego rodzice się o tym fakcie nie dowiedzieli – chodziło podobno o pierwszy romans z kobietą; było też ogłoszenie profesora, który miał po wyżej dziurek w nosie swoją własną żonę; były też ogłoszenia zwykłych pajacyków i fircyków w bardzo dużych ilościach, którzy myśleli tylko o jednym… Możemy mieć tylko zaufanie w Łasce Bożej, gdyż dzięki niej mamy szansę nawrócić się. I jeszcze jedno: niektórzy mówią słowa: „w moim Kościele” – to jest pewna niezręczność. Kościół jest zawsze Boży i Chrystusowy, a my jesteśmy żywymi jego członkami, którzy na szczęście nie musimy kierować się idiotycznymi pomysłami rodem z internetu, choć sam internet może być nam niewątpliwie bardzo przydatny z obecnym życiu. Mam prawo i święty obowiązek utożsamiać się z Kościołem, lecz ustawmy wszystko we właściwym szeregu. Szeregowiec niech pozostanie szeregowcem, a dowódca dowódcą. Serdecznie Panią pozdrawiam.