Duszpasterskie bolączki
Simul iustus et peccator (Zugleich gerecht und Sünder) czyli podstawowa zasada antropologii ks. Marcina Lutra jest moim osobistym doświadczeniem w duszpasterstwie. Za apostołem Pawłem warto podkreślić, że wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej (Rz 3, 23) i że każdy człowiek błądzi, popełnia błędy i czasem uwikłany jest w grzech, który blokuje rozwój, niszczy relacje. Nie da się uniknąć grzechu, uciec od niego, znaleźć ludzkie rozwiązania na dylemat grzeszności ludzkiej natury.
Sporo osób próbuje się samo usprawiedliwiać, jakby bojąc się konfrontacji z własną grzesznością. Trzeba mieć wewnętrzną siłę, by zmierzyć się z tym tematem: przyznać przed sobą, Bogiem i drugim człowiekiem do błędu, słabości, zaniedbania. To pierwszy krok na drodze do upamiętania, pokuty i przemiany w Duchu Świętym. Wielokrotne mediacje w różnych sporach mniejszych (np. małżeńskich) czy większych (społeczność parafialna) pokazały mi, że właśnie najtrudniej człowiekowi przyznać się do własnego błędu i powiedzieć „przepraszam”. Duma ludzka jest prawdziwą twierdzą wielu społecznych problemów. Bez upamiętania i wiary nie ma jednak wzrastania, przemiany, odnowy.
Z perspektywy grzesznej natury człowieka, zawsze przypatruję się zjawisku mentalnego „dziedziczenia” negatywnych nawyków, postaw, przekonań w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Szczególnie wyraziste jest to w rodzinach alkoholowych, w rodzinach uwikłanych w przemoc domową czy rodzinach o przesadnej potrzebie kontroli (lękowych).
Uczę się nieustannie, gdzie i ile mogę pomóc, gdzie zaczyna, a gdzie kończy moja odpowiedzialność, jako duszpasterki. Bardzo wiele nauczyłam się o mentalnych przyzwyczajeniach i nawykach, jak i o naszej ludzkiej wolnej woli, która jest siłą do zmiany pokoleniowych słabości. Zrozumienie odpowiedzialności za moje własne wybory, czyny, życie też jest bardzo szerokim tematem w kontekście osób uzależnionych (oczywiście – nie tylko). Łączą się one również z tematem „ucieczki” czyli sposobem radzenia lub nieradzenia z trudami życia codziennego oraz kosztach, jakie niosą ze sobą ludzkie wybory.
Przytoczę tutaj jeden przykład z życia, kiedy namawiałam jednego pana, który zmaga się z chorobą alkoholową i samotnością, aby adoptował psa. Pomyślałam, że to będzie dobra „propedeutyka” do nawiązania relacji z innymi ludźmi (pan stracił rodzinę poprzez swój alkoholizm, teraz mieszka sam). Niestety koszt sprzątania sierści z dywanu był zbyt wysoki, by zdecydował się na rezygnację z własnej samotności. Cóż dopiero koszt mieszkania z innymi ludźmi?