Mysz Kościelna

Radość

Hejka!
Piszę dzisiaj w moim pamiętniku, bo znów zdarzyło się coś niezrozumiałego. Otóż usłyszałem na dzisiejszym wielkim spotkaniu w kościele taki bardzo sympatyczny tekst: Radujcie się w Panu zawsze; powtarzam, radujcie się. Zrozumiałem to jako zachęcenie, by się śmiać, chichotać, uśmiechać i  cieszyć ile tylko dam rady. Dawno się tak pozytywnie do życia nie nastawiłem. Niestety tylko ja byłem taki rozradowany. Wszyscy ludzie wokół mieli strasznie poważne miny. Może nie usłyszeli tego, co ja?
W każdym bądź razie by przejść z teorii co czynu, szybko slalomem minąłem kilka ławek i pobiegłem do kumpla Stefana. On zna chyba nieskończenie wiele dowcipów. Poprosiłem o kilka. Sypał nimi jak z rękawa. Śmieliśmy się razem na początku całkiem skromnie, ale z każdym kolejnym dowcipem nie dałem już rady zapanować nad sobą. Zacząłem się turlać, tak że chichocząc wturlałem się z powrotem do kościoła. Wtedy o mały włos nie zostałem rozdeptany, bo wszyscy właśnie wychodzili z wielkiej sali po nabożeństwie. Uratował mnie gruby szczur, który pociągnął mnie za ogon a następnie wytargał porządnie za uszy. Krzyczał na mnie, że nie można się tak zachowywać w kościele i że jest to niedopuszczalne! Krzyczał bardzo poważnie i głośno.
Teraz na pewno wiem, że jeżeli ludzie się nie uśmiechają i nie śmieją w kościele, to pewnie dlatego, że boją się wytargania za uszy. Uszy bolą potem około dwóch dni. Moje jeszcze nieco są czerwone. Jak tylko wrócę do siebie, to dowiem się, jak inaczej można się cieszyć w kościele.
Trzymacie się!
~ Mysz „Ek”, lipiec 2012.