40 dni postu czy aby po prostu…?
Post najczęściej kojarzony jest w naszej kulturze z odmawianiem sobie jakiegoś jedzenia. Zachęcam jednak by pomyśleć o poście nieco z innej strony…jak o czasie umierania i nowego narodzenia. Cóż to może oznaczać?
Umieranie.
Przemijamy, to oczywiste, choć uciekamy od tej myśli jak najdalej się da. Ale teraz nie o takim umieraniu 😉 Jeżeli ma coś umierać – niech umrze to, co niewarte życia. My zdecydujemy cóż takiego w naszym życiu „zaśmieca” nam niepotrzebnie codzienność. Może jakieś niezdrowe nawyki? Może jakieś niepotrzebne zmartwienia? Może niewarte naszego czasu wysiłki? Może czas stracony na niewartych cennego życia zajęciach, co nie przynoszą owocu? Każdy powinien sam przyjrzeć się sobie i swojemu życiu indywidualnie.
Niech umrze więc coś w trakcie tego postu. Uśmierćmy coś grzesznego, coś zbędnego, coś złego. Jak pali się stare liście, jak sprząta na działce po sezonie. Jak robi się wiosenne porządki… Wyrzućmy, co zbędne.
…by zrobić miejsce nowemu. Bo życie nie znosi pustki.
Nowe narodziny.
Kiedy umrze, to co umrzeć powinno. Zrobi się przestrzeń. Zagospodarujmy ją jak nowe grządki. Niech przyjdzie nowe, dobre, cenne, przynoszące owoce. Może to być czas poświęcony komuś. Może to być jakiś dar ratunku, tym, co są potrzebujący. Może to być nowy rozdział naszego życia. Może to być jakiś wolontariat – otwarcie drzwi z napisem „hospicjum”, „szpital”, „ulica”, „dom opieki społecznej”, „samotna sąsiadka”….jak i wiele tym podobnych. Na pewno nowe powinno byc cenne, niebanalne, przynoszące owoc nie tylko nam, ale i innym.
Niech stanie się naszym nowym nawykiem tak, aby po tych 40 dniach na zawsze przemienić nas i nasze życie i zostać z nami może nawet na zawsze… lub otwierając kolejne drzwi i okna w naszym życiowym rozwoju. Ten rozwój przybliży nas do Boga, do innych ludzi. A my sami zmienimy się nie do poznania. Pozna nas Ten, co nas zbawił. Bo do Niego się upodobnimy…
Zachęcam do odNOWY 😉