lotna tajemnica
Na początku lekkie wypustki, później zmieniły się w niepokojące sztywne formy. Rozwijały się w zależności od okoliczności: w bólu nad światem i rozpaczą samotności, skrzypiącym niezrozumieniem i piekącym buntem przeciwko złu. Okrywały się tajemniczym puchem, gdy płakała nad bólem pokrzywdzonych, gdy wyciągała dłoń czułości do buntowników, gdy spoglądała w oczy zagubionych, gdy tuliła w ramionach świat, co właśnie zapłakał w gorączce wojen… Puch przeistoczył się z czasem w pióra.
Przyzwyczaiła się do inności.
Weronika nie nosi bluzek z tylnym dekoltem, by oczom innych nie wyłoniła się jej lotna tajemnica. Rozpościera skrzydła jednak podczas zachodu słońca, kiedy biegnie letnią łąką w otoczeniu wieczornej mgły. Trzepoce nimi pomiędzy wysokimi trawami razem z powiewem wiatru, czekając aż ostatni promień ciepła zginie w odległych ramionach horyzontu. Okrywa się wtedy puchem piór przed chłodem nocnej ciszy. Weronika otwiera nieśmiało w tych chwilach duszę, rozpościera ramiona, gdy wzrok jej sięga za piękna horyzont. I czeka… patrzy w dal… nasłuchuje… Czasami bowiem tuż po zachodzie słońca słyszy miękki trzepot skrzydeł gdzieś daleko…wie bowiem, że ona i jej skrzydła nie są same…
Najpierw spotykała osoby, które głębokim spojrzeniem, nie potrafiły zatrzymać się na codzienności, lecz zapadały się studnią w bezkres poszukiwań duszy. Trudno było im zatrzymać wzrok na sprzętach, postaciach i otaczającym świecie zjawisk. Ich ciała biegły za wciąż głodnym wzrokiem nieobecności, zostawiając za sobą niedbale rozrzucone piórka nieuwagi. Innym razem spotykała w zaułkach zapomnienia i nieobecności tajemnicze osoby, tulące w swoich ramionach łzy sierot. Zza ich pleców nieuważnie wyglądały końcówki piór, zagapione swoją obecnością, nieświadome jej dyskretnego wzroku. Spotykała ich również w lesie i ogrodach, rozmawiających ze zwierzętami i roślinami. Ich ciepłe dłonie budziły zaufanie, a czułe spojrzenie dodawało otuchy. Dziwnym sposobem to właśnie przy nich całymi płucami oddychał las a kwiaty zakwitały; ku nim chyliły swe główki, kielichy.
Weronika siadała przy nich cicho, ucząc się przeplatać cierpienie z radością nad światem, współczucie z uwagą istnienia, beztroskę z głodem sprawiedliwości. W powietrzu nostalgii cicho drżały krople miłości…