Czy pobożność może prowadzić na manowce?
Skoro dziś kazanie mówi kobieta, to będzie o emocjach 😉 Dodam: O silnych emocjach – o emocjach wywołanych przypowieścią. Taką bowiem funkcję – czyli wywołanie silnych emocji (oprócz roli wyjaśniającej poprzez proste obrazy) miały przypowieści, jakimi posługiwał się w swoim nauczaniu Jezus.
Dzisiaj poszukujemy odpowiedzi na kilka pytań: Czy można zbłądzić poszukując tego, co poprawne, właściwe, perfekcyjne i doskonałe? Czy pobożność może prowadzić na manowce? Czy można pobłądzić stając się świętymi? I co jest najtrudniejsze w pobożności?
W dzisiejszej Ewangelii czytamy o tym, jak pobożni Żydzi, uczeni w Piśmie, czyli mówiąc potocznie „religijna elita” bulwersowali się nauczycielską postawą Jezusa. Otóż Jezus łamał współczesne sobie zwyczaje, bowiem nauczał tych, których inni nauczyciele by potępili. Odpowiadał na zaproszenia do domów, progu których inni nauczyciele religijni by nie przestąpili. Dlaczego? Przyjmował do swojego grona ludzi, którzy powszechnie byli znani ze swojego niemoralnego postępowania i których żydowskie prawo potępiało. Gardzili też nimi faryzeusze, którzy lubowali się w przestrzeganiu najmniejszych przepisów religijnych.
Jezus w odpowiedzi na niezadowolenie i szemranie uczonych w Piśmie opowiada swoim słuchaczom trzy przypowieści. Dwie pierwsze bardzo podobne do siebie oraz trzecią, nieco odmienną. Pierwszą czytaną dzisiaj przypowieścią jest przypowieść o zgubionej owcy. Widzimy w niej dramat pasterza, któremu zagubiła się owca. Porzuca on więc pozostałe by szukać tej jednej, która oddaliła się. Po trudach i wielu obawach odnajduje zagubioną owcę i widzimy jak ogromnie się cieszy. Swoim szczęściem musi podzielić się z przyjaciółmi i sąsiadami. Podobną radość dzieli kobieta następnej przypowieści o zgubionej drachmie. Uboga kobieta wiele namęczyła się, zanim odnalazła cenną dla siebie monetę. Jej szczęście jest tak ogromne, że dzieli się nim z innymi kobietami.
Co za wspaniałe obrazy! Od razu serce słuchaczy napełnia radość, chcemy się aż uśmiechnąć słuchając tych słów. Wszystko dobrze się kończy!
Jezus komentuje te krótkie przypowieści uwagą, że taka właśnie radość jest udziałem niebios, kiedy nawraca się grzesznik. Jezus w ten sposób odwraca, można by powiedzieć – do góry nogami – poglądy religijnych Żydów. Faryzeusze całe życie doskonalili się w swojej pobożności i doskonałości, by zbliżyć się do Boga. Swoją pobożnością (dodajmy, że często obłudną i na pokaz) podnosili własną wagę i społeczną rangę, a pogardzali tymi, którzy podobnego religijnego wysiłku nie czynili. Tymczasem Jezus mówi, że niebiosa nie cieszą się z 99 pobożnych Żydów tak bardzo, jak cieszą się z nawrócenia jednego grzesznika, którego potępiali Faryzeusze. Można by rzec: Cóż za potwarz! I tu właśnie kończą się pozytywne emocje części jezusowych słuchaczy. Serca faryzeuszy zalała gorycz. Moglibyśmy nawet na ich twarzach szukać oznak grymasu. Bowiem wewnątrz na pewno targają nimi nowe emocje. Silne emocje. Emocje złości.
Jakby rozumiejąc gorycz, jaka mogła pojawić się w sercach faryzeuszy i jaką sam sprowokował, Jezus opowiada kolejną przypowieść. Przypowieść o marnotrawnym synu. I oto tutaj mamy dwa poziomy wydarzeń i znaczeń: pierwszą w relacji ojciec-syn młodszy (marnotrawny) oraz drugą w relacji ojciec-syn starszy. Niezwykła historia rozłączenia ojca i młodszego syna, która podobnie jak wcześniejsze przypowieści o zgubionej owcy i drachmie – kończy się happy endem – tutaj znajduje opozycję w postaci niezadowolonego starszego brata. Już nie wszyscy się cieszą z ojcem, jak cieszyli się z pasterzem, czy ubogą kobietą. Jest ktoś niezadowolony i zazdrosny. Starszy brat, któremu przeszkadza radość ojca. Straszy brat zwraca uwagę na niesprawiedliwe postępowanie ojca względem swoich synów. I co możemy odpowiedzieć rozgoryczonemu starszemu bratu? (…) Możemy mu odpowiedzieć, że MA RACJĘ! Ojciec jest niesprawiedliwy.
Ale co jest najważniejsze w tej przypowieści? Czy niesprawiedliwość ojca? Czy niezadowolenie uczciwego, starszego syna? Najważniejsze przesłanie Jezusa odnajdujemy w końcowych słowach ojca: (w.31-32) Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się.
Tak więc Jezus zamyka usta faryzeuszy, ukazując, że nie ważne są ich nieustanne wyścigi w pobożności, nie najważniejsze są najmniejsze litery Prawa. Jezus ukazuje uczonym w Piśmie, że najtrudniejszym przykazaniem i najważniejszym ćwiczeniem świętości jest prawo miłości. To w nim ukryte są największe skarby Bożej woli dla człowieka.
Co jeszcze mówią nam przytoczone przypowieści?
Przede wszystkim czytane dzisiaj przypowieści prowadzą nas do wielkiej prawdy o miłosierdziu Boga. Kiedy Bóg nas szuka, cała reszta świata się nie liczy. (…)
To właśnie obraz miłości tak doskonałej i tak głębokiej, że nie jesteśmy jej sobie w stanie do końca wyobrazić. Miłości, która prowadzi do niesprawiedliwości. Używam tego sformułowania z całą świadomością! Bóg, nasz Stwórca jest bowiem Bogiem niesprawiedliwym. Jak się objawia Jego niesprawiedliwość? Jego niesprawiedliwość przejawia się w ŁASCE! Nikt bowiem z nas na ową łaskę nie zasłużył. Dostaliśmy ją darmo, wbrew zasadom ludzkiej logiki. Bóg bowiem nie jest bogiem, którym rządzi ludzka logika, ani nasza sprawiedliwość. W Chrystusie Bóg okazał łaskę, miłość i w nim poszukuje każdego z nas. Jak czytaliśmy dzisiaj z listu Pawła: Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników Każdy z nas był lub jest tą zagubioną owcą, którą Bóg szuka dopóki nie znajdzie. A poszukiwał i poszukuje nas nie oglądając się na resztę świata. Jak odpowiedzieć na tak wielki dar miłości? Jak wiele razy powiedzieć „dziękuję Boże”, by dorosło do wielkości daru łaski? Nie da się odpłacić Bogu za jego ogrom darów. Bóg też tego nie oczekuje od nas. Chce byśmy przyjęli Jego łaskę, chce byśmy odpowiedzieli na jego wołanie swoim „tak, Boże! Chcę żyć z Tobą.”
Przed czym przestrzega nas dzisiaj przykład faryzeuszy?
Właśnie postawa faryzeuszy przestrzega nas przed pobożnością, która prowadzi na manowce. Taka pobożność ma na pewno szczere chęci, ma wiele zapału, często jeszcze więcej gorliwości… tylko po drodze w swym gorliwym popędzie zagubiła tą najważniejszą istotę pobożności. Dzisiaj również znajdziemy tych, którzy różnymi sposobami próbują być świętymi. Ale nie jest trudne nie oglądać telewizji, nie mieć internetu, rozmawiać tylko z osobami kulturalnymi, nie nosić krótkich spódnic, nie oglądać gazet, nie jadać niezdrowego jedzenia czy mięsa. Łatwo jest nie palić papierosów, nie pić alkoholu, nie wypowiadać wulgaryzmów… to wszystko naprawdę nie jest trudne. Nie jest trudne często chodzić do kościoła, (niektórzy nawet mogą mieszkać dzisiaj w kościele), nie jest trudne dawać wiele pieniędzy na kolektę, nie jest trudne głośno śpiewać na nabożeństwie, pomagać zwierzętom, nie jest trudne czytać same pobożne książki, a nawet Pismo Święte znać na pamięć… to wszystko na prawdę nie jest trudne. Jest bowiem coś o wiele bardziej trudnego.
Jezus w dzisiejszej Ewangelii uczy nas, że miłosierdzie jest nadrzędnym prawem wiary. Jeżeli chcemy ćwiczyć się w pobożności, jeżeli pragniemy być świętymi, oto jest droga doskonała: droga miłości – najtrudniejsza i najbardziej wymagająca – droga, którą kroczył sam Jezus. Jeżeli ktoś pragnie być doskonałym, pobożnym i nienagannym, oto właśnie wyzwanie dla niego. Tym razem jednak nie mówię o emocjach, choć ich nie wykluczam. Mówiąc „miłość” nie mam na myśli tkliwości, romantyzmu, czy porywów serca. Przywykliśmy bowiem w naszej tradycji europejskiej do greckich korzeni rozumienia miłości, jako właśnie uczucia. Kiedy Pismo Święte naucza nas o miłości, rozumie ją na sposób bliskowschodni – jako postawę zaangażowaną, jako czyn, jako zmianę. Nie wyklucza owo rozumienie uczuć, ale pierwszeństwo daje właśnie czynom. Kto więc kocha, ten działa.
Miłość jest trudna, bowiem kosztuje najwięcej. Miłość jest wymagająca, bowiem w niej widać nasze prawdziwe oblicze. Miłość w końcu jest drogą, w której stajemy się nowym stworzeniem.
Miłość angażuje całego człowieka: nasze myśli, czas, emocje, naszą pracę, poświęcenie, nasze talenty i nasze wszystkie wysiłki. Miłość uczy nas troszczyć się o tych, o których inni nie dbają. To miłość kierowała Jezusem, który nauczał i przebywał wśród grzeszników. To miłość wymaga od nas podzielenia się tym wszystkim, co mamy. Dzięki Miłości Jezus uzdrawiał i nawracał. Miłość nas używa, kiedy niesiemy nadzieję i pomoc w czyimś nieszczęściu. Miłość w końcu zaprowadziła Jezusa na krzyż.
Miłość nas może zaprowadzić do upośledzonych dzieci. Może nas pociągnąć do brudnych, bezdomnych ludzi. Może nas postawić w hospicjum, lub może nas zaciągnąć do środowiska alkoholików. Miłość może twoje swetry oddać do Polskiego Czerwonego Krzyża, lub wysłać 1/3 butów do biedniejszego kraju niż Polska. Może też twoją dłonią trzymać dłoń samotnej osoby lub uśmiechnąć się do kogoś na ulicy. Miłość może razem z Tobą ugotować gar ciepłej zupy dla dzieci, które nie mają w domu obiadu…
Można tak jeszcze długo wyliczać, pamiętajmy jak uczy nas Pismo Święte: Bóg jest Miłością. Bóg jest tym, który działa. Bóg działa w kierunku mojego i twojego zbawienia. Zadaj więc sobie sama/ sam pytanie: gdzie Ciebie dzisiaj, jutro zaprowadzi Miłość?
Dzisiaj zastanawialiśmy się czy pobożność może prowadzić na manowce i czy można pobłądzić próbując stać się świętym? Przykład faryzeuszy nas uczy, że tak. Łatwo zagubić się we własnych wysiłkach, skupiając się na sobie. Chrystus nas uczy, że tym, w czym możemy się nieustannie ćwiczyć i doskonalić jest miłość. To ona jest najtrudniejszym wyzwaniem naszej pobożności. Do niej zawsze powinniśmy dążyć – dążyć poprzez czyn, za którym podążą też i nasze emocje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A czego nie mówią dzisiaj czytane przypowieści?
Nie mówią nam, że Bóg gdy się nawrócimy nas zostawia i biegnie szukać dalej tych, co jeszcze zagubieni. Nie czujmy się stadem opuszczonych owiec, jeżeli od wielu lat podążamy za Chrystusem. Przypowieści te nie mówią też, że lepiej być grzesznikiem niż wiernym chrześcijaninem. Nie mówią tez, że trzeba stracić wszystko, by wrócić do Boga. Nie mówią też, że jednych Bóg szuka, jak pasterz zgubionej owcy, a na innych czeka cierpliwie jak ojciec na syna marnotrawnego. Nie mówią, że wieloletni chrześcijanin to sfrustrowany starszy brat syna marnotrawnego. 😉