blask słońca
Leniwie otworzyła oczy.
– Czy to już być musi…???..hmm, jestem taka jeszcze senna.
– A ile chwil chcesz otwierać oczy?- spytał Stwórca – mogę jeszcze gładzić Twe włosy, póki świeżo nie weźmiesz oddechu.
– Jeszcze 5…, nie, 10 minutek, hmmm proooszę… – jęknęła słodko.
Zamknęła błogo młode oczęta, rozpływając się w czułości dotyku rąk Stwórcy oraz rozleniwionym rannym półśnie.
Weronika zaspale wysunęła najpierw stopy, potem całe nogi spod miękkiej kołdry. Zawsze poranne wstawanie sprawiało jej wiele bólu.
Niedaleko łóżka leżały niedbale kartony, kartki z rysunkami i plamami farb, tubki, pędzle i wiele innych akcesoriów malarskich.
Weronika rok temu skończyła malarstwo – „kierunek bez przyszłości i perspektyw”- jak zwykła powtarzać jej matka.
Rzeczywiście perspektywy kariery nie były przystające do realizowania się jej znajomych w dziedzinach takich, jak ekonomia, marketing, czy choćby prawo. Prawo, tak – miłość jej starszego brata i niespełnione oczekiwania jej rodziców względem jej osoby.
Stopa Weroniki natknęła się na dwa suche pędzle i porozrzucane kartki. Delikatnie więc stąpając, przemieszczała się niby poranna mgła, szukając po pokoju swoich ubrań. Zanim nie wypije kawy, jest zwyczajnie na poziomie między światem snów a jawą. Poranną kawę robiła jej zawsze kochana Pani Róża. Staruszka wstawała, zwyczajem jej rówieśników, dosyć wczesnym rankiem i wiedziała,
że Weronika za kilka godzin będzie potrzebowała ratunku w postaci tego cennego napoju.
Lubiła robić jej kawę, zawsze wkładała w tą czynność całą miłość do tej delikatnej, młodej dziewczyny. Weronika mieszka u niej od pół roku i pomaga w codziennych
trudnych obowiązkach w zamian za wynajem pokoju. Te kilka miesięcy wspólnych chwil w ciągu dnia sprawiły, że pokochała Weronikę jak własną wnuczkę.
Zza okna wesoło do pokoju Weroniki wkradały się beztroskie promienie słońca. Czy można kochać promyki słońca jak własnych przyjaciół? Weronika zwykła dziecięcym zwyczajem personifikować wszystko i wszędzie, więc odpowiedź brzmi: „tak, oczywiście”.
– Witajcie promyki – odparła głosem jeszcze zaspanym i ziewającym.
Nastawiła twarz, tak aby promienie tańczyły na jej policzkach i zamkniętych powiekach. Kilka chwil zabawy z promykami pomaga jej codziennie uporać się z rytuałem wstania z łóżka. Musi przekonać się, że świat na jawie jest równie piękny i ciekawy, aby zdecydować się na kolejny dzień, kolejną przygodę.
Kilka minut później pije kawę, siedząc razem z Panią Różą w salonie. Jest przekonana, że te same promyki zaklęte są w tym magicznym trunku. Te same również promyki biją z uśmiechniętej do niej twarzy Pani Róży.
Serce Weroniki przepełnia ciepło i dziwne uczucie radości. Uśmiecha się, odwzajemniając uśmiech staruszki.
Teraz cały salon tonie w promieniach. W progu, oparty o framugę, przystanął Stwórca. Też się uśmiecha.