teologia feministyczna w wersji pop
Ze spotkania feminizmu i teologii ponad 30 lat temu, wyłoniła się teologia feministyczna[1]. Feminizm jest tutaj konsekwencją prawdy o równej godności kobiet i mężczyzn, głoszonej przez chrześcijaństwo. Równocześnie jednak feminizm jest w teologii nurtem krytycznym wobec długowiekowej tradycji teologii, uprawianej głównie przez mężczyzn. Stąd teologia feministyczna uznaje tradycję za androcentryczną, z uwagi na sposób myślenia, który – często nieświadomie – stawia w centrum zamiast człowieka – mężczyznę[2]. Feminizm w teologii stawia takie samo pytanie Kościołowi, jakie stawia i społeczeństwu: czy (a jeśli tak, to gdzie i w jaki sposób) Kościół przyczyniał się i przyczynia do dyskryminacji kobiet? Chrześcijaństwo stanowi rzeczywiście źródło inspiracji wyzwolenia kobiet, nosi jednak również ślady kontekstu patriarchalnego, w którym powstało i żyje. Stwierdzenie, że również współczesny system społeczny jest patriarchalny (tzn. jest systemem władzy mężczyzn nad kobietami, formą hierarchii płci, która przenika wszystkie obszary życia społecznego i kultury), każe pytać, czy chrześcijaństwo pozostało wierne swej Dobrej Nowinie dla kobiet.
Kolejne istotne pytania feminizmu skierowane do Kościoła: czy Kościół zachowuje wierność podstawowemu przesłaniu o stworzeniu mężczyzny oraz kobiety na obraz i podobieństwo Boga (Rdz 1:27) i o tym, że w Chrystusie nie ma już mężczyzny ani kobiety (Ga 3:28), i czy te przesłania kazały Kościołowi dostrzegać i występować przeciwko niesprawiedliwości, jakiej przez wieki dokonywano na kobietach i jaka dotyka je dziś? Czy Kościół był i jest ewangelicznym „znakiem sprzeciwu” wobec grzechu seksizmu? Czy też można mu zarzucić, że przynajmniej przez milczenie, a więc niezauważanie problemu do dyskryminacji kobiet się przyczyniał? Czy Kościół sam był wiarygodnym znakiem, wzorem wspólnoty, która uznawała i uznaje równą godność swoich członków – bez względu na płeć? Czy nie przypisał jednym – kobietom – roli osoby podporządkowanej, pokornej, cichej, posłusznej, a drugim – mężczyznom – funkcji nadrzędnych, związanych z przewodzeniem, nauczaniem i podejmowaniem decyzji?[3]
Dużą częścią twórczości feministycznej w teologii jest właśnie, taki krytyczny dialog z istniejącą, uprawianą do niedawna niemal wyłącznie przez mężczyzn refleksją. Można z nie tak długiej historii teologii feministycznej odczytać tez próby jej pozytywnego ujęcia i jej wkład we współczesną chrystologię czy hermeneutykę.
Feministyczna teologia zauważa również, że chrześcijaństwo jawi się jako religia o wyraźnej przewadze symboliki męskiej w pojmowaniu Boga – objawienie Ojca dokonuje się dzięki objawieniu Syna. Zasadnicze pytanie chrystologiczne z perspektywy teologii feministycznej sformułowała prof. Rosemary Radford Ruether: Czy męski Zbawiciel może odkupić kobiety? Inaczej mówiąc: czy wyzwolenia z grzechu seksizmu może dokonywać Zbawiciel – Bóg wcielony w człowieku – mężczyźnie? O tym, że nie jest to pytanie banalne, świadczy jeden z podstawowych argumentów przytaczanych w debacie na temat święceń kapłańskich kobiet. Według deklaracji w sprawie możliwości dopuszczania kobiet do święceń kapłańskich” Kongregacja Nauki Wiary z 1976 roku brak „naturalnego podobieństwa”, które musi zachodzić między kapłanem a Chrystusem, wyklucza zeń kobiety: W sakramentalnym wyrażeniu roli Chrystusa w Eucharystii nie byłoby tego „naturalnego podobieństwa” między Nim a Jego kapłanem, gdyby roli Chrystusa nie spełniał mężczyzna. W przeciwnym wypadku, trudno byłoby powiedzieć, w czym kapłan jest obrazem Chrystusa. Tego rodzaju argument w ostatecznej konsekwencji może oznaczać wykluczenie kobiet z udziału w zbawieniu.
Cześć radykalnych chrystologii feministycznych kwestionuje uniwersalny i wyłączny charakter zbawczej roli Chrystusa, inne rozumieją Jezusa jako mężczyznę pełnego, integralnego (Hanna Wolf), inne podkreślają wyjątkowość relacji historycznego Jezusa i kobiet: On je wyzwala i uzdrawia.
Podstawowym pytaniem jest, jak pogodzić wyjątkowe znaczenie Jezusa Chrystusa i Jego dzieło zbawienia z praktyką kościelną nie wykluczającą kobiet.
………………………………………
[1] Elżbieta Adamiak, Czego Kościół powinien nauczyć się od teologii feministycznej?, Więź 1(417), Warszawa 1998, s.91.
[2] Tamże, s. 92. [3] Tamże, s.95. [4] Tamże, s.96. [5] Tamże, s.97.
Jeden Komentarz
Kazimierz
W poprzednim systemie, a więc w PRL-u, bardzo było modne w społeczeństwie oglądanie westernów, w których piękne kowbojki, w skórzanych strojach, rządziły mężczyznami będąc na rodeo. Do tego doszła kultura pop, także utożsamiana z wolnością płynącą z Ameryki. Dziś, po wielu latach, doszedł do głosu sztuczny chiński czarny lateks, który swoim wyglądem przypomina odzież skórzaną, to jednak jest wyrazem zwykłej tandety. Choć wielu młodym chłopakom na internetowych demotywatorach podobają się młode kobiety w czarnych świecących halkach podobnych do strojów zakonnicy, to my wierzący zdajemy sobie doskonale sprawę, że wątek ten jest daleki od chrześcijaństwa – zbyt daleki by go uznać za coś godnego poważniejszej uwagi. Myślę, że choć kultura religijna Ameryki jest bardzo bogata, to jednak teologia feministyczna nie odegra na polskim gruncie swojej życiowej roli. Najpierw trzeba by zmienić mentalność ludzką, a to jest proces bardzo długotrwały. Następną rzeczą jest świat ludzi młodych, który powinien się najpierw trochę wyszumieć, by w rzeczowy sposób dojść do porozumienia z tymi „antykami historii”, którzy powinni już dawno pójść do lamusa historii. Istnieje też wątek starych archiwów, które niewątpliwie są bardzo ciekawe i cenne, lecz trzymają nas cały czas w bardzo odległej przeszłości, gdy świat szybko podąża dalej. Stąd teologia feministyczna odegra swoją rolę, gdy nasze społeczeństwo będzie porównywalne z amerykańskim w USA.