Niezwykłe spotkanie – Mk 5, 21-34
Pochylmy się dzisiaj nad historią pewnej kobiety, której życie uległo całkowitej przemianie, dzięki spotkaniu z Jezusem. Poznajemy ją w chwili odrzucenia, samotności i lęku, by być świadkami niezwykłej przemiany i rozkwitu, dzięki interwencji Jezusa.
Ewangelista rysuje przed nami scenę, w której widzimy Jezusa wychodzącego z łodzi. Otacza go tłum ludzi. Wtem z pomiędzy tłumu przychodzi przełożony synagogi o imieniu Jair. Dostojnik religijny przypada Jezusowi do nóg. Niezwykłe, jak na religijnego przywódcę tamtych czasów, bowiem większość historii ewangelicznych ukazuje nam brak zrozumienia dostojeństwa religijnego wobec działalności Jezusa. Jak się dowiadujemy, Jair pada do nóg Jezusa błagać o zdrowie i życie swojej córeczki, o pomoc w jej uzdrowieniu. Jezus przystaje na jego prośbę i by mu pomóc, kieruje się do domu Jaira. Cały tłum podąża za nimi.
Wtem wydarza się coś, czego nie rozumieją ani uczniowie Jezusa, ani tłum. Jezus nagle pyta: Kto się dotknął szat moich? Uczniowie odpowiadają pytaniem na pytanie: Widzisz, że lud napiera na ciebie, a pytasz: kto się mnie dotknął?
Jezus nie zważając na swoich uczniów zaczyna się rozglądać, aby dostrzec w tłumie osobę, która go dotknęła. Możemy wyobrazić sobie reakcje tłumu: może niektórzy gestem, czy słowem zaprzeczają, że to nie ja, to nie my, część osób przezornie się odsuwa od Jezusa. Na pewno większość ludzi jest zdezorientowanych zachowaniem nauczyciela, nie wiedzą co zamierza, dlaczego tak docieka kto się dotknął jego szat?
W tym zamieszaniu uczestniczy jeszcze jedna osoba, która właśnie bije się z myślami, co zrobić, jak postąpić. Pewnie boi się reakcji Jezusa, reakcji tłumu… Nie znamy jej dylematów i myśli, jednak ewangelista opisuje, że z drżeniem i bojaźnią, które jednak w końcu przełamuje, wychodzi z tłumu i pada przed Jezusem, wyznając mu całą prawdę.
Nie tylko Jezusowi wyznaje ów całą prawdę lecz również tłumom gapiów, którzy przyglądają się całej scenie. Część tej prawdy poznajemy i my, dzięki relacji ewangelisty.
Cóż więc wyznaje kobieta, która dotknęła się szat Jezusa i którą chciał Jezus odszukać?
W wersecie 25. czytamy: pewna kobieta. Nie poznajemy do końca historii, nad jaką się dziś pochylamy, nawet imienia naszej bohaterki, w odróżnieniu od imienia Jaira, przełożonego synagogi, o którym czytamy kilka wersetów wcześniej. Otóż owa anonimowa kobieta cierpiała na upływ krwi od dwunastu lat. Możemy wyczuć tutaj pewną powściągliwość ewangelisty, a może i nawet pewien wstyd, który jest dla nas wskazówką, że dotykamy tematu tabu. Gdyby bowiem chodziło o krwawiący nos, zapewne narrator by nas o tym poinformował. Tak więc: czym może być ów upływ krwi? Najprawdopodobniej chodzi o krew z pochwy, czyli krwawienie z dróg rodnych kobiety. Nasza bohaterka cierpiała więc na nieznane nam schorzenie, którego wynikiem był nieustanny upływ krwi. Dzisiaj ginekolodzy mogliby podać listę prawdopodobnych schorzeń, na które mogłaby cierpieć. Jednak wtedy medycyna nie była na tym samym poziomie. Warto tutaj zatrzymać się na chwilę, aby szerzej zarysować kontekst ówczesnej kultury, który pomija ewangelista.
Otóż w kulturze żydowskiej kobiety podczas menstruacji, jak i po porodzie (który odbywa się przy udziale krwi) były ograniczone pewnymi religijnymi restrykcjami. Tak, jak w innych antycznych czy nowożytnych społeczeństwach wynikały owe ograniczenia z powszechnych wierzeń, że krew zawiera w sobie życie (zob. Kpł 17,10-14; Pwt 12,23). Istniały również wierzenia, że przebywanie w pobliżu kobiety, która miała miesiączkę może sprowadzić śmierć. Mniej drastyczne w konsekwencjach, jednak istotne dla naszej dzisiejszej opowieści, były również przekonania, że obecność krwawiącej kobiety może cofnąć/ anulować charyzmatyczną moc cudu, czy innych nadprzyrodzonych działań. Podobne obawy istniały w poza żydowskiej kulturze, nawet pomiędzy wykształconymi elitami. W żydowskich źródłach możemy znaleźć przekonania, że miesiączka była spowodowana grzechem pramatki Ewy, a kobiety zostaną uwolnione z niej dopiero w nadchodzącym eschatonie.
Zastanówmy się teraz: jak czuje się kobieta, która rozumie miesiączkę, jak karę, nieszczęście, nieprzyzwoitość? Jak rozumie samą siebie, skoro co miesiąc dotyka ją „kara” od samego Boga?
Konsekwencją tabu związanego z miesiączkowaniem kobiet było ustanowienie dla nich kategorii „nieczystości religijnej” (zob. Kpł 15,19-31). Owe ustanowienia wyłączały kobiety z życia religijnego oraz społecznego, czy nawet rodzinnego. Siedem dni w miesiącu, dwanaście tygodni w roku… ile lat w ciągu życia?
Alienacja religijno-społeczna nie jest dobrym doświadczeniem w budowaniu poczucia własnej wartości. Nie da się ukryć, że pogłębia poczucie winy i rozumienie siebie w kategoriach „gorszych”. Bohaterka naszej historii cierpiała dwanaście lat na upływ krwi. Dwanaście lat izolacji społecznej i braku religijnej aktywności.
Warto dodać, że kobieta w tamtych czasach pozyskiwała lepszą pozycję społeczną jako matka. Znamy wypowiedź Racheli, żony Jakuba: Spraw, abym miała dzieci; bo inaczej przyjdzie mi umrzeć! (Rdz 30,1) Czy nasza bohaterka była żoną, czy miała dzieci? Czy mogła mieć dzieci? Nie wiemy. Możemy tylko przypuszczać, że jest to wątpliwe.
Dowiadujemy się, że kobieta ta wiele wycierpiała do lekarzy, na których opłacenie wydała znaczną część swojego majątku. Stan jej zdrowia zamiast ulec polepszeniu, pogorszył się. Nie dziwi taki obrót spaw, gdyż ówczesne praktyki uzdrowicielskie z takich przypadłości bardziej przypominały magiczne rytuały niż rzeczywiste leczenie dolegliwości. Każdy chory człowiek niesie ciężar własnej choroby, związane z nią lęki i cierpienia. Tak więc kobieta przez dwanaście lat doświadczała złudnych nadziei lekarzy, zapewnień o poprawie i szeregu rozczarowań.
Warto w tym momencie dodać, że ówcześnie powszechne były przekonania, że ludzie chorzy dostępują swoich cierpień w wyniku popełnionych złych występków, grzechów. Najwyraźniej możemy dostrzec taki sposób myślenia u przyjaciół Hioba, którzy nieszczęścia przypisują grzesznikom, a dostatnie życie sprawiedliwym. Również w NT spotykamy się z takim rozumowaniem, kiedy uczniowie pytają Jezusa: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice? (zob. J 9,2)
W świetle narysowanego kontekstu widzimy, że nasza bohaterka jest osobą odrzuconą na wielu płaszczyznach: przez Boga w swoim mniemaniu (choroba, nieczystość religijna), przez społeczeństwo (temat tabu i towarzyszący mu strach), przez lekarzy (pochłonęli majątek).
W tym dramatycznym cierpieniu fizycznym i psychicznym, kobieta słyszy o Jezusie i podejmuje decyzję by zaryzykować. Ryzykuje – wychodząc na ulicę pośród ludzi, że zostanie rozpoznana jako nieczysta, ryzykuje – wchodząc między cisnący się tłum wokół Jezusa, że dotknie kogoś i „przekaże” nieczystość, ryzykuje w końcu – wyciągając dłoń w stronę nauczyciela. Możemy nawet odważyć się na stwierdzenie, że kobieta dokonuje swoistego „zamachu” na cudotwórcę. Owa desperacja jest wynikiem bólu, cierpienia i nowej iskry nadziei na zmianę, na uleczenie z choroby. Domyślić się możemy, że jej nadzieja i odwaga kłóci się w sercu kobiety z lękiem, obawami przed reakcją tłumu i nauczyciela. Nie odważa się oficjalnie prosić o uzdrowienie, jak czyni to chwilę wcześniej Jair – znany i poważany przywódca religijny. Przy nim, ona jest nikim. W głębi jej serca tli się jednak iskra nadziei, że choćby dotknęła szat Jezusa, zostanie uzdrowiona. Nie wiemy, jak długo się waha… Jednak w końcu przełamuje własne opory i wyciąga dłoń.
I dzieje się tak, jak sobie życzyła – zostaje uzdrowiona. Ów dotyk wyciągniętej dłoni jest mistycznym doznaniem, niezwykłym spotkaniem, w którym mimo napierającego tłumu, uczestniczą TYLKO dwie osoby: kobieta i Jezus. Jak przekazuje nam ewangelista – zarówno kobieta, jak i Jezus doświadczają zmiany: ona czuje moc uzdrowienia, Jezus – ze moc wyszła z niego.
Można krótko stwierdzić, że kobieta dostała, co chciała. Została uzdrowiona. Jednak Jezus nie chce jej tylko uzdrowić. Dokonuje czegoś, co przekracza jej oczekiwania i osobiste nadzieje. Nauczyciel sprawia, że kobieta dosłownie i symbolicznie: wychodzi z cienia tłumu – jej historia cierpienia, odrzucenia i beznadziei zostaje wysłuchana. Więcej – jej upokorzenie zostaje zrozumiane i nie doznaje potępienia, mimo religijnego prawa nieczystości. Ale to jeszcze nie koniec. Jezus wobec całego tłumu nazywa ją czule córką, błogosławi i pochwala jej wiarę. Sama zaś kobieta słyszy kojące słowa obietnicy, że zostaje wyleczona ze swojej dolegliwości.
Jezus dokonuje prawdziwego cudu miłości – cudu, który przemienia całe życie. Nie tylko ciało kobiety zostaje uzdrowione. Kobieta doświadcza akceptacji, czułości, uwagi i docenienia. Jej człowieczeństwo nabiera wartości, zostaje przywrócona społeczeństwu, które z powodu tabu, strachu i niewiedzy ją wcześniej odrzuciło.
{kazanie z dn. 15. marca 2008, parafia KEM_Gdańsk}