tytułem wstępu
Od kilku lat interesuję się teologią feministyczną, odkąd się dowiedziałam, że taka dyscyplina istnieje… stąd ten blog.
WHY? Od dzieciństwa byłam związana ze wspólnotą chrześcijańską i odkąd pamiętam brakowało mi elementu kobiecego w religijności, nie podobał mi się nawet ów istniejący element i zawsze czułam się dyskryminowana jako kobieta w religii chrześcijańskiej.
Odbijała się owa rzeczywistość na mojej tożsamości religijnej, która zawsze była niepełna, niedookreślona. Tym samym wykształciłam w sobie charakter buntu, aby ów dookreślenie spolaryzować i podkreślić. Pozycja „opozycji” jest rewelacyjnym sposobem radzenia sobie z własnym „ja”, które myśli inaczej, niż reszta społeczeństwa. Niestety bez dogłębnej analizy, a wręcz psychoanalizy, może się ów postawa zemścić na właścicielu, dlatego nie polecam. Istnieje bowiem w nas samych pod przykrywką buntu jeszcze taka płaszczyzna podświadomych wartości, które negowane świadomie, mogą „odbić się” w postaci niesprecyzowanych lęków i psychosomatycznych objawów.
Wracając do teologii feministycznej. Otóż chrześcijaństwo, mimo pięknych idei i rewelacyjnych wartości, posiada stronę praksis, czyli tzw. rzeczywistość codzienna. Owa rzeczywistość marginalizuje kobiety na wielu płaszczyznach. 1) przede wszystkim w nauczaniu Kościoła nierówno rozłożone są pierwiastki kobiece i męskie: wzorce, przykłady, symbole, metafory, nauczyciele, język, idee – są przesiąknięte dominującym elementem płciowości męskiej
2) hierarchia i przywództwo w Kościele to domena i dyktatura męska
Wystarczą te dwa czynniki, aby teologia chrześcijańska została zdominowana i niebezpiecznie spolaryzowana przez męski element płciowości, którego trudno uniknąć w twórczości, zarówno piśmiennej, ideologicznej, jak i praktycznej-zaangażowania, współpracy itp.
Kobiety sobie radzą w owej rzeczywistości już tysiąclecia, więc nie chcę budować owego obrazu zbyt drastycznie. Niemniej martwi mnie nie tylko mój problem z tożsamością religijną, ale również takie zjawiska, jak „zakompleksienie” kobiet, ich dyskryminacja wobec własnej płci (!-tak, tak!!!), podtrzymywanie mizygonicznych poglądów powołując się na Pismo Święte i w końcu dyskryminacja naprawdę zdolnych i inteligentnych teolożek, jedynie ze względu na ich płeć.
Są inne czynniki niż jedynie dyskryminacja społeczna, które ograniczają twórczość kobiet. Ich poświęcenie na polu budowania rodziny, macierzyństwo itp. po prostu kosztują cenny czas, który jest ważnym czynnikiem w twórczości naukowej, czy zaangażowaniu społecznym. Tego samego zjawiska doświadczają mniej zamożni teolodzy, którzy muszą pracować zawodowo na utrzymanie rodziny, a praca naukowa, nie jest tym głównym, dochodowym zajęciem. Najbardziej uprzywilejowani są dzisiaj zakonnicy, którzy uszczęśliwieni są różnymi stypendiami i możliwościami pracy naukowej, jako swojego głównego zajęcia i powołania w służbie Kościołowi.
Niemniej jednak nawet jeżeli kobiety nie są tak płodne na polu naukowym, z uwagi na ograniczenia, należy ich wkład zauważyć, docenić, podkreślić. Te dowartościowanie pomoże społecznie legitymować ich działalność i twórczość. Doda więc skrzydeł tym, które jeszcze nieśmiało i niepewnie odnoszą się do własnych poczynań.
Ten blog ma zachęcać, zadawać trudne pytania i inspirować.
Kobiety, myśl do przodu!
(w opozycji do powiedzenia „Kobiety, pierś do przodu!” – sądzę, że myślą zdziałamy więcej, niż tylko samą piersią :))